„Największa radość jaka nas spotkała” Claire Lombardo to opowieść o skomplikowanych relacjach rodzinnych i czterech siostrach dorastających w cieniu wielkiej miłości łączącej ich rodziców.
Marylin i David Sorensonowie poznali się i zakochali w sobie na studiach. Przez kolejne 40 lat stworzyli silny związek oparty na miłości i zaufaniu, i razem wychowywali cztery córki.
Mimo, że Wendy, Violet, Liza i Grace dorastały otoczone miłością w domu, w którym niczego nie brakowało, w dorosłym życiu zmagają się z problemami i trudnymi emocjami, których źródła upatrują w ciągłym dążeniu do zbudowania idealnych związków na wzór miłości ich rodziców.
„Wszystkie jesteśmy emocjonalnie poturbowane, bo ty i tata kochacie siebie nawzajem bardziej niż nas” – Wendy.
„Wszystkie rozpaczliwie pragniemy życia jak wasze. I wszystkie wiemy, że nigdy go nie będziemy miały.” – Liza.
Sorensonów poznajemy w chwili, gdy Wendy odnajduje 15 lat wcześniej oddanego do adopcji syna Violet. Pojawienia się Jonah wprowadza duże zamieszanie i zmusza każdego z członków rodziny do przemyślenie swojego życia i podejmowanych wcześniej wyborów.
Na spotkaniu klubowym rozmawiałyśmy o relacjach między siostrami i o tym, z którą z nich mogłybyśmy się zaprzyjaźnić. Zastanawiałyśmy się, czy uczucie i namiętność łącząca Marylin i David rzeczywiście mogła odbić się na życiu ich córek. Zgodziłyśmy się, że największą sympatię budził w nas Jonah. Klubowiczki doceniły wielowątkowość „Największej radości jaka nas spotkała”, autentyczność postaci i ich relacji.
Naszą gościnią była tłumaczka „Największej radości jaka nas spotkała” Katarzyna Bażyńska – Chojnacka.
Tłumaczenie: Katarzyna Bażyńska – Chojnacka
8 komentarzy
Katarzynapogodzinach · sty 2025 o 7:53 pm
Jeżeli mam być szczera to literatura obyczajowa nie jest moim ulubionym gatunkiem literackim. W mojej głowie korelowała z prostą zasadą konstrukcyjną: pani pozna pana (najpewniej jest to pokłosie harlequinów z lat 90- czy ktoś jeszcze kojarzy tę serię?- napiszcie w komentarzu. Lub z opcją nr 2 czyli mocno popularnym- szczególnie ostatnio- odłamem obyczajówki romansowej z mocno wyeksponowanym, a może i dominującym wątkiem erotycznym (tak przebrnęłam kiedyś przez Ten dzień czy Komisarza- więcej grzechów nie pamiętam). Jak się pewnie domyślacie, gdy przeczytałam, że książką miesiąca stycznia w @Klubie czułej czytelniczki będzie obyczajówka- pomyślałam to się może nie udać. Czy lektura Największej radości, jaką nas spotkała zmieniła moje nastawienie? O tym na końcu tej recenzji. Tymczasem parę słów ode mnie o książce Claire Lombardo.
Od początku. Książka jest bardzo długa, więc jeżeli nie lubicie długich historii z dużą ilością retrospekcji to książka Was nie porwie.
Po drugie autorka miała świetny pomysł na opisanie losów rodziny Soreson. Jednakże moim
zdaniem historia zyskałaby na atrakcyjności, gdyby o każdej z sióstr był osobny tom. Duży potencjał drzemałby w dalszych losach Gąski czy wnuko-syna Jonaha. Wątek pojawienia się krnąbrnego 15 latka-odświeża fabułę i sprawia, że akcja nabiera rozpędu. Jednak najmocniejszym atutem są ostatnie rozdziały i to one finalnie mnie kupiły. Domykają rzucone wcześniej, nieco, chaotycznie wątki (porzucenie przez Violet Jonaha czy zdrada siostrzana, narodziny martwego dziecka).
Oczywiście każda z kobiet ma swój niepowtarzalny charakter, ale Jonah skradł moje serduszko. Wniósł nową energię do fabuły oraz do domu nestorów rodu Marlin i Davida. Sprawił, że cała rodzina zaczęła wyjaśniać dawne niesnaski, przy których wychodzą ogromne kompleksy- Wendy, Lizy, Grace zwanej Gąską oraz Violet. Z którą sióstr zaprzyjaźniłabym się- myślę, że z lekko szaloną Wendy, która mimo swoich przywar, starą się walczyć ze swoimi przywarami i pomaga Violet w momentach kryzysowych. Czy
polecam?
Tak- daje 7,5/10- za ostatnie rozdziały, które uratowały honor książki. Całkiem udany debiut.
Dla kogo- jeżeli podobał Ci się Słowik, saga Siedem sióstr- to śmiało czytaj.
Zapraszam na ig o tym samym nicku:-)
Kasia Klein · sty 2025 o 8:46 pm
“(…) i żyli długo i szczęśliwie”, tak zwykły kończyć się historie o nagłych porywach serca i wielkich miłościach. Natomiast mnie zawsze interesowało, co było potem? Jak te wielkie uczucia dawały sobie radę w codziennym życiu? Czy później na bohaterów nie spadną już przeciwności losu? Czy to co się stanie będzie mniej ważne od spotkania i rodzącego się uczucia?
“Największa radość, jaka nas spotkała” Claire Lombardo to historia właśnie o tym, jak żyje się długo i szczęśliwie potem. Ta poruszająca rodzinna historia jest jak życie – wypełniona humorem, zadumą, śmiechem, który często miesza się ze łzami. Czasem wlecze się niemiłosiernie, by za chwilę zaskoczyć lekkością i zwrotami akcji. Bo potem może nas spotkać radość i zabawa.
Marilyn i David zakochują się w sobie podczas studiów. Przez ponad 40 lat z oddaniem budują swój związek, tworząc dom z czterema córkami.
Marylin, odkłada na półkę swoje marzenia o wykształceniu, by w pełni oddać się wychowywaniu dzieci. David, rozwija swoją karierę, nie zapominając o rodzinie i będąc w niej obecnym. Mimo codziennych zawirowań i trudów, czasem pretensji, odnoszą się do siebie z szacunkiem i ogromem miłości. Wspólnie wychowali 4, teraz już dorosłe, córki. Wendy doświadczona przez los, to ta niepokorna, która mówi prawdę prosto w oczy. Perfekcyjnej Violet, trudno zaakceptować, jak nieperfekcyjne jest jej życie. Spokojna Liza, próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości a Grace, ta najmłodsza, stawia pierwsze kroki w dorosłość.
Pojawienie się w rodzinie 15 letniego Jonaha – wnuka Marylin i Davida oddanego zaraz po narodzinach do adopcji – ujawnia nie tylko rodzinne sekrety, ale i specyficzną dynamikę między bohaterami.
“Największa radość, jaka nas spotkała”, pokazuje, że rodzicielstwo jest trudne nawet bez traumatycznych wydarzeń. Że wychowując tak samo 4 córki, popełni się błędy, ale za każdym razem inne. A każda z tych córek będzie borykać się z własnymi tajemnicami, lękami i bólem.
Bo, jak mówi Marylin do Davida:
“– You were right – she said.
– Thanks – he replied – About what?
– About the fact that we’re never going to – you know. Reach the finish line. With the kids. There’s always going to be something”.
Mocnymi stronami tego debiutu są z pewnością dobrze zbudowani bohaterowie (szczególnie Wendy i Marylin). Piękny styl autorki, jej niezwykła czułość i dojrzałość. Dwie linie czasowe oraz pokazanie tych samych sytuacji z punktu widzenia (i czucia) różnych bohaterów.
No i jest jeszcze miłorząb rosnący przed domem.
I nie jest to przypadek.
Karolina Sawka · lut 2025 o 11:09 pm
Cztery córki. Każda inna, każda ze swoimi problemami, których przeżywanie odbija się na innych, najbliższych osobach. Cztery historie, które mogłyby być osobnymi powieściami. I rodzice, którzy popełniają błędy, ale przede wszystkim są wsparciem, darzą swoje dzieci miłością i tą miłością darzą siebie nawzajem. I jest to najbardziej trwały fundament tej rodziny.
„Największa radość jaka nas spotkała” to opowieść o rodzinie, o problemach, z którymi się zmaga, o porażkach i sukcesach, o odpowiedzialności za siebie, ale przede wszystkim za decyzje, które raz podjęte, mają wpływ na całe życie, nie tylko osoby która je podejmowała.
Autorka bardzo wyraźnie zarysowała charakter bohaterów. Każda z postaci jest wyrazista, indywidualna, do każdej można odczuwać paletę uczuć i emocji.
Marilyn jako matka, poświęciła swoją karierę dla rodziny, wychowania dzieci, które dość szybko pojawiły się w jej życiu. Jest oddaną matką i żoną. I tutaj powinna być inna kolejność, bo Marilyn jest przede wszystkim żoną. Pielęgnowanie uczucia do męża, namiętność, która nie słabnie, mimo upływu lat – to wszystko sprawia, że mimo poświęceń, kobieta wydaje się szczęśliwa w życiu, które poniekąd wybrała, a poniekąd zostało jej dane.
David to zapracowany ojciec, który musi utrzymać dużą rodzinę, zapewniając im wszystko, czego potrzebują, a przy tym jest ojcem, który stara się być przy swoich dzieciach, kiedy tylko może. Spędza z nimi wolny czas, usypia, rozmawia. David to mąż, który adoruje swoją żonę, daje jej poczucie bezpieczeństwa. To mąż kochający, wspierający.
Wendy jako najstarsza córka, a jednocześnie najbardziej doświadczona przez życie. To zdecydowanie moja ulubiona postać, najbardziej prawdziwa, nieidealna, popełniająca błędy, a przy tym jest wspierającą siostrą, dobrą (choć początkowo nie do końca) ciotką. Wendy to też bohaterka, której historia najbardziej mnie poruszyła, która sprawiła, że pojawiło się kilka łez.
Violet – najmniej lubiana przeze mnie w całej książce. Jest bardzo skoncentrowana na sobie, trudno wziąć jej na siebie odpowiedzialność za decyzje, które podejmuje. Zapewne psychologicznie jej postępowania można wyjaśnić, może nawet mogłabym się nad tym bardziej pochylić, ale ta postać wzbudziła we mnie tyle negatywnych emocji, że zwyczajnie nie mam na to ochoty.
Liza. Nie do końca wiem, co o niej powiedzieć. Liza robi jedną rzecz, która pokazuje, że nie radzi sobie z rzeczywistością, emocjami, tym, co ją spotyka.
Grace – najmłodsza, uznawana za wieczne dziecko, która tak bardzo stara się być, jak inni, że zapomina być sobą. Nie jest łatwo być najmłodszą córką, najmłodszą siostrą. I historia Grace to pokazuje.
Do tego w książce mamy dużo męskich postaci, którzy momentami są bardziej pozytywnymi bohaterami niż kobiety. Z Jonahem na czele – niespełna szesnastoletnim chłopakiem, któremu życie, które nigdy nie było dla niego łatwe, wywróciło się do góry nogami. A Jonah każde zwirowanie przyjmuje z pokorą, akceptacją, choć mógłby pójść w autodestrukcyjne zachowana. Jonah jest zdecydowanie najbardziej pozytywną postacią w tej książce. Jest światłem, którego brakuje niektórym bohaterom.
„Największa radość, jaka nas spotkała” to książka, którą będę dobrze wspominać. To historia bez patologicznych zachowań, która opowiada o zwykłej rodzinie i jej zwykłych problemach. I to jest bez wątpienia (obok świetnie zarysowanych postaci) największy plus tej powieści.
Monika Wereszczuk · lut 2025 o 9:50 am
700 stron utkanych z rodzinnych relacji, oderwać nie da się od żadnej. Więzy krwi łączą losy członków rodziny Sorensonów, jak nici. Wielka miłość rodziców i wielkie wydarzenia w życiach czterech sióstr, które możemy poznawać wraz z pojawieniem się pewnego nastolatka.
Narracja powieści jest wielowątkowa, powroty do przeszłości przeplatają się z teraźniejszością, układając historię pokoleń. Autorka pokazuje swoich bohaterów w ich najbardziej niedoskonałych wersjach, w końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Żadna postać nie jest jednoznacznie dobra, ani zła – ta wielowymiarowość to prawdziwy majstersztyk! Między czarnym a białym jest tak wiele kolorów – opowieść o Sorensonach to cała paleta ludzkich cech.
Relacje grają pierwsze skrzypce w książce, do tego przedstawione są tak autentycznie, że każdy może znaleźć między wersami cząstkę siebie.
Książka jest genialnie napisana. Bierze się wszystko dokładnie tak, jak jest podane. Każde słowo. Czytamy o wydarzeniach tragicznych, żeby zaraz potem przejść do przyjemniejszej fabuły, dzięki czemu całość zdaje się być lekka w odbiorze. Tylko takie debiuty chcę czytać. Miałam ogromną radość z odkrywania kolejnych stron „Największej radości…”.
Martyna Głownia · lut 2025 o 3:04 pm
Pierwsza klubowa książka roku 2025! Radość wali w nas grubym gabarytem. Mamy tu sage rodzinną, na pozór idealne małżeństwo z idealnymi córkami. Słowo na pozór jest kluczowe. Autorka pozwala nam zaglądać pod kołdrę (dosłownie) każdej postaci z rodziny Sorensonów. Marlyn i David mają 4 córki, aż dziw, że z tych samych genów powstały aż tak różne od siebie jednostki.
Zostajemy wciagnieci w miłości, intymności, trudności, kłamstwa, tajemnice, trudne relacje i próbę przekonania, że zawsze „wszystko jest okej”. Czy wśród Sorensówien można by znaleźć materiał na przyjaciółkę?
Aleksandra Konstanciuk · lut 2025 o 7:42 pm
„Już za Wami tęsknię” pomyślałam o bohaterkach tej ponad 700 stronicowej powieści. W „Największej radości, która nas spotkała” poznajemy rodzinę Sorensonów, kochające się małżeństwo i ich cztery córki. Wspaniały debiut, w którym na dwóch przestrzeniach czasowych autorka Claire Lombardo przedstawia sagę rodzinna oczami różnych bohaterów.
David i Marylin są rodzicami Wendy, Violet, Liza oraz Grace. Dziewczyny są już dorosłe i żyją własnym życiem, każda w innym środowisku, tak samo jak one są inne i różne od siebie. Jednak nagle na rodzinę spada grom w postaci nastoletniego wnuka Jonaha, na jaw wychodzą tajemnice i traumy. Ciężkie doświadczenia poparte brakiem komunikacji i różnice pokoleniowe wśród sióstr. Mamy wszystko, żałobę, utratę dziecka i adopcję. Małżeństwo z miłości i z rozsądku, choroby psychiczne oraz poświęcenie dla rodziny. Wsparcie i kłótnie z zazdrością, brak pracy i kłamstwa o studiach i sukcesach z porażkami. Naprawdę wszystko, co możemy znaleźć w powieści obyczajowej.
W tym wszystkim najpiękniejsi są rodzice, którzy się kochają i szanują. Są opoką i wsparciem wobec siebie i swoich córek. Dosadnie zaczynamy rozumieć, że nie ma gotowego scenariusza na wychowanie bez problemów, że nie ważne czy pochodzenie jest z problemowej, rozbitej rodziny, czy z domu trwającego w więzi to zawsze będzie coś nie tak. Składniki i przepis na miłość są, jednak nie da się zmusić wszystkich do gotowania.
Wielowątkowy portret rodzinny, którego historia wchłonęła mnie całą, w każdej z córek odnalazłam coś wspólnego ze sobą. Niesamowite ukazanie, jak z jednych rodziców powstaje rodzina, której dzieci posiadają tak inny temperament.Bardzo mnie zaciekawiła, jest refleksyjna, wrażliwa i subtelna, pokazuje, że w swoich jak mocno skomplikowanych relacjach może być także pięknie i mimo wszystko warto o te więzy walczyć.
Agnieszka Kupiec · lut 2025 o 11:08 am
“Największa radość jaka nas spotkała” to historia jednej rodziny. Rodzice, którzy kochają się, aż za bardzo i ich cztery córki, każda inna, z różnymi problemami. Pewnego dnia w życiu Sorensonów pojawia się jeszcze jeden, nieznany dotąd członek rodziny. Powoli odkrywamy jak wielki wpływ będzie miał na całe ich dalsze życie.
Książka jest obszerna, jednak pomimo 700 stron czyta się ją bardzo szybko.
Claire Lombardo w swojej historii porusza wiele trudnych spraw, jedne z nich wybrzmiewają bardzo dobrze, innym jest poświęcone zbyt mało czasu. Jednak pomimo ciężkiej tematyki, język jest dosyć lekki, a sama lektura przyjemna i wciągająca .
Mnie książka się podobała – zwłaszcza historia dwóch sióstr, Wendy i Violet, bardzo mnie uderzyła. Ich historie są najbardziej pogłębione, przez co rozumiem ich motywację i wiem z czego wynikają ich zachowania. Ich losy najbardziej mnie angażowały i wywoływały najmocniejsze emocje podczas czytania, nie tylko te pozytywne.
Grace i Lizie nie zostało poświęcone wystarczająco dużo czasu, przez co trudniej im kibicować.
Książkę polecam, można się przy niej wzruszyć, jak i zaśmiać.
Myślę, że jeśli lubicie książki obyczajowe o trudnych rodzinnych relacjach to ta historia ma szansę się Wam spodobać.
Bardzo udany debiut autorki. Czekam na kolejne historie.
Eliza Stromińska · lut 2025 o 9:31 am
Czy zastanawiałaś lub zastanawiałeś się kiedyś nad tym jaka jest najwieksza radość, jaka spotkała Cię w życiu?
Może w pierwszym momencie było to coś trudnego i nieoczekiwanego, a ostatecznie okazało się największą radością.
_________________________
Do takiej właśnie refleksji skłania czytelnika Claire Lombardo – autorka debiutanckiej – ale jakże przemyślanej i udanej powieści „Największa radość jaka nas spotkała”.
To rodzinna saga małżeństwa Sorenson (Marilyn i Davida) oraz ich czterech córek (Wendy, Violet, Liza i Grace). Relacje małżeńskie, relacje rodzicielskie, relacje siostrzane, które splatają się i tworzą złożone relacje międzyludzkie. Niezwykła!
Siostry różnią się charakterami i każda z nich zmaga się z innym życiowym kryzysem.
Wendy po śmierci męża szuka pocieszenia w alkoholu i seksie z młodszymi mężczyznami . Violet – mama dwójki dzieci, zmaga się ze swoimi lękami i tajemnicą z przeszłości. Liza tkwi w związku, który rozsypuje się, gdy odkrywa, że zostanie mamą. Najmłodsza Grace, nie chcąc rozczarować rodziców, prowadzi życie zupełnie inne niż prezentuje swojej rodzinie. Nieoczekiwanie w życiu Sorensonów pojawia się oddany przed piętnastoma laty do adopcji Jonah – syn jednej z sióstr.
Cztery siostry dorastające w domu, w którym rodzice bardzo się kochają, a jednak córki zarzucają im, że ich relacja małżeńska kładzie się cieniem na ich życiu, którego nie potrafią sobie ułożyć, wymagając od niego zbyt wiele. Cytuję: „- Wszystkie jesteśmy emocjonalnie poturbowane, bo ty i tata kochacie siebie nawzajem bardziej niż nas …” „- Wszystkie rozpaczliwie pragniemy takiego życia jak wasze (…) – I wszystkie wiemy, że nigdy go nie będziemy miały.”
Czy w domu może być za dużo miłości?
Wygląda na to, że jako rodzice zawsze dajemy czegoś za dużo lub za mało. Może wynika to z tego, że chcemy ofiarować jak najwięcej tego, czego nam brakowało, czego nie doświadczyliśmy w swoim domu i zminimalizować to czego mieliśmy w naszym mniemaniu w nadmiarze.
„Największa radość jaka nas spotkała” to opowieść pełna autentyczności i naturalności. Prawie każdy z nas może odnaleźć w niej choćby namiastkę swojego życia rodzinnego i rodzinnych relacji, które czasem piękne, dające ciepło i wsparcie, bywają też bardzo trudne, obarczone niezrozumieniem, rozgoryczeniem, pełne codziennych zmagań i zmęczenia. Jednak warto dbać i pielęgnować te relacje, gdyż odpowiednio zaopiekowane mogą stanowić największą siłę w naszym życiu.
„Największa radość jaka nas spotkała” to książka przez którą się płynie. Historia rozpisana na prawie 700 stronach, a mimo to nie odczułam tej objętości i z niegasnącym zainteresowaniem do końca śledziłam losy bohaterów.
Zauroczyła mnie ta opowieść. Chwilami wzruszająca, chwilami smutna, słodko-gorzka, ale niosąca nadzieję i wywołująca od czasu do czasu uśmiech. Z całego serca polecam!