„Dziewczynka” Camille Laurens to francuska powieść o byciu nie-chłopcem w rodzinie, w której miał się urodzić syn. Gorzka historia dotykająca różnic w traktowaniu płci, mizoginii, podwójnych standardów i trudności z jakimi musiały (i często wciąż muszą) się mierzyć kobiety w każdym wieku.
Laurence jest drugą córką. Kolejną dziewczynką, która miała być chłopcem. Przychodzi na świat w latach 60-tych XX w. w Rouen, rodzinie, w której brak „klejnotów” oznacza bycie „kulą u nogi ojca”.Od najmłodszych lat boleśnie odczuwa różnice między płciami: „Gdy Gilbert pierdzi, rodzice śmieją się, a kiedy my to robimy, mówią, że to prostackie i że należy się powstrzymać. Dziewczynki sprawiają, że rzeczy stają się wulgarne”. Towarzyszymy Laurence w dorastaniu, dojrzewaniu i często bolesnych wydarzeniach, które ją kształtują i wpływają na to jaką kobietą, a w końcu matką się staje. Bo trzydzieści lat po własnych narodzinach Laurence również rodzi córkę.
Na spotkaniu klubowym zgodziłyśmy się, że „Dziewczynka” Camille Laurens mimo małej objętości to bardzo poruszająca powieść, której nie da łatwo zapomnieć. W wielu fragmentach widziałyśmy odbicie własnych doświadczeń i obserwacji. Zastanawiałyśmy się nad relacją Laurence i Alice, rozmawiałyśmy o ramach, którymi wciąż od dzieciństwa ograniczane są dziewczynki, i o tym jak ważny jest język w kształtowaniu świadomości i postrzegania świata. Zgodziłyśmy się, że mimo, a może właśnie dlatego, że Camille Laurense skondensowała w „Dziewczynce” tak wiele trudnych doświadczeń i przypadków mizoginii i dyskryminacji kobiet warto ją przeczytać i polecać, żeby ZROZUMIEĆ. Otworzyć oczy, zauważyć i reagować. Zmieniać naszą rzeczywistość dla kolejnych pokoleń kobiet.
Wydawnictwo Grupa Wydawnicza Relacja
2 komentarze
Sandra Solińska · mar 2024 o 11:12 am
Czy zauważył_ś, że dziewczynki, kiedy czegoś chcą lub przeżywają emocje, to są „rozhisteryzowane” albo (już w późniejszym życiu) „mają okres”? A że te same pragnienia czy emocje u chłopców są okej? Tylko nie w nadmiarze, bo jeśli chłopiec/mężczyzna jest zbyt wrażliwy, wtedy „maże się jak baba” albo jest „zniewieściały”.
Czy zauważył_ś, że „chłopczyca” to przeważnie rezolutna dziewczynka, która potrafi stawiać na swoim?
Widzisz to, prawda? A to tylko ułamek tego, jak jesteśmy programowane od dziecka, by wiedzieć, że „*jak kobieta* to nie jest komplement”.
????
O tym pisze w swojej autofikcyjnej książce „Dziewczynka” Camille Laurens. O takich, czasem niby niewielkich, rzeczach, codziennych sytuacjach, w których kobieta nie ma żadnej wartości. Pokazuje, że każda z nas kiedyś przez coś podobnego przeszła – a to ciąganie za warkocze w szkole („bo chłopcy tak pokazują uczucia”), a to komentowanie wyglądu, bo nie urósł jej jeszcze biust (albo urósł „za bardzo”), a to stwierdzenie, że taki czy inny kierunek studiów „nie jest dla kobiet”, aż po żarty i poklepywania (lub jeszcze dalej), „bo faceci tak mają / bo brakuje mu baby”.
Laurens porusza tyle tematów – czy też może wskazuje, w ilu aspektach kobiety mają pod górę i są traktowane jak własność mężczyzn – że nie sposób zebrać ich wszystkich tutaj.
Wiem jednak, że porusza. Porusza struny, o których nie zawsze pamiętamy na co dzień. Przypomina te uczucia, które czasem (często?) towarzyszą lub towarzyszyły nam w życiu, kiedy ktoś twardo przypominał nam, że jesteśmy dziewczynkami, więc musimy to, to czy tamto, ale tego nie.
????
Przyznaję, że stylistycznie „Dziewczynka” bywa ciężka, szczególnie na początku, ale warto ją przeczytać, bo dotrze do Waszych emocji. Ta niewielka, bo raptem 219-stronnicowa, książka jest po to, by otwierać oczy tym, którzy nie widzą, ale też tym, którzy widzą, ale czasem zapominają albo pomijają milczeniem. I myślę, że powinno się ją polecać zarówno mężczyznom, jak i kobietom – Waszym przyjaciółkom, które może wciąż nie mają świadomości pewnych zachowań ze strony świata.
Aleksandra Konstanciuk · kwi 2024 o 8:44 am
Koło, które się zatacza, i zatacza, i zatacza, aż w końcu zostaje przerwane. Z tym kojarzy mi się „Dziewczynka” od Camille Laurens.
Jesteśmy w latach 60 we Francji, gdzie słyszymy, że „zniewieściały, to taki, który zachowuje się jak kobieta”, „chłopcy nie podlegają naturze, panują nad nią, oswajają ją”.
Otwieramy oczy ponad pół wieku wstecz zauważając, że tak wiele rzeczy mogłoby mieć miejsce dziś, a zamykamy z końcem książki w latach dziewięćdziesiątych mając nadziej. Przerywając koło i domina, o którym wcześniej wspomniałam.
Towarzyszymy Laurence od dnia jej narodzin, przez dorastanie i wiele traum tego wieku, a później dojrzałej kobiety i matki, którą się staje.
Ja jednak całą książkę chciałam krzyczeć: Halo! Gdzie jesteście Wy dorośli, Wy rodzice, którzy macie być oazą bezpieczeństwa dla swojego dziecka? Ojcowie córek, którzy na każdym kroku powinniście dostrzegać wyjątkowość ich bez żadnej skali?
Podejście emocjonalne do tej powieści rozwaliło mnie na kawałki, sklejając na sam koniec kiedy nasza główna bohaterka uczy się odwagi. Bo ja ją dostrzegam na samym końcu uwielbiając z całego serca naszą ostatnią, najmłodszą dziewczynkę w powieści. Bo widzę, jak Laurence się jej uczy, przerywa powtarzalność wychowania.
Nie ma we mnie zgody na takie traktowanie, na przemoc psychiczną i fizyczną. Nie ma we mnie zgody na brak tolerancji i lekceważenie tak istotnego życia jakim jest życie tytułowej dziewczynki.
Bo taką dziewczynką jest każda z nas. Nawet we współczesnym świecie.
Bardzo mocny i ważny przekaz.
Książka na pewno jako poradnik dla mam córek.
Bądźmy jakie chcemy być i pozwólmy im na to samo.