Z moich notatek: trochę love story, trochę dramat sądowy, vibe „Gdzie śpiewają raki”.
Nieoczekiwany powrót Gabriela niszczy spokój i poukładane życie Beth. Chociaż próbuje (ale czy na pewno…?) nie może oprzeć się miłości, którą myślała, że straciła. Gabriel i jego synek są szansą na nowy rozdział i pożegnanie życia naznaczonego bolesną stratą.
Podobał mi się klimat angielskiej wsi i drugoplanowi bohaterowie (Jimmy!).
Sama historia, Gabriel, Beth oraz Frank, mąż Beth, nie porywają i niczym nie zaskakują. Ale mimo to czyta się szybko i przyjemnie.
Na końcówce odrobinę przewróciłam oczami.
Nie trafia do Klub, bo baaardzo przypomina „Raki’.
Wydawnictwo Książnica