Nie czytałam jeszcze książki o kobiecie, która świadomie wybiera życie bez dzieci i chociażby z tego powodu warto sięgnąć po „Nigdy, nigdy, nigdy”. Bohaterka ma 35 lat i nie chce mieć dzieci, ale mimo to całe jej życie wokół dzieci krąży. Jej najlepsza przyjaciółka decyduje się na dziecko, matka cały czas robi jej wyrzuty i wypomina bezdzietność, partner, z którym spędziła 8 lat nagle zmienia zdanie i pragnie zostać ojcem.
Życie.
W wielu podobnych sytuacjach byłam, wielu doświadczyłam, z wieloma musiałam sobie poradzić. Cieszę się, że w końcu zaczynamy otwarcie mówić, pisać i czytać o życiu wolnym od dzieci, bo to otwiera oczy i uświadamia, że nie każda osoba z macicą i jajnikami musi zostać matką i nie każda „pełna” rodzina składa się z dorosłych i dzieci.
Decyzja o (jakimkolwiek) macierzyństwo to zawsze WYBÓR, który podejmujesz dla (i za) siebie i swojego dziecka, a nie innych.
„Mamo, nie wiesz natomiast tego: to nie twoja wina, że dziadkowie tak naprawdę nie chcieli zostać rodzicami. Byli produktem swoich czasów, wtedy nikomu się nie mieściło w głowie, że można nie mieć dzieci, po prostu trzeba było się pobrać i rozmnażać, więc dziadkowie się pobrali, chcieli siebie nawzajem, mimo, że nie chcieli ciebie.”