Tę książkę warto przeczytać nawet jeśli oglądałaś serial, bo jest od serialu lepsza – bardziej skomplikowana, bardziej ryje beret i bardziej wciąga. No i zupełnie inaczej się kończy. Główne bohaterki to uprzywilejowana, żyjąca według utartego schematu studia-mąż-dzieci Elena, której decyzja o trójce dzieci (teraz nastolatków) nie pozwoliła rozwinąć kariery i Mia, artystka-fotografka, podróżująca od miasta do miasta i samotnie wychowującą kilkunastoletnią Pearl. Ich życie, historia i decyzje napędzają i rozkręcają główny wątek powieści.
„Małe ogniska” to opowieść o macierzyństwie, ale nie w ten oklepany, cukierkowy sposób jaki z reguły fundują nam książki o tej tematyce. Celeset Ng przygląda się decyzjom matek i przyszłych matek przez szkło powiększające zostawiając furtkę do naprawdę grubych przemyśleń.
Dlaczego adopcja jest uzależniona od szeregu wymagań i decyzji innych osób, a do zajścia w ciążę i urodzenia dziecka nie trzeba spełniać żadnych warunków? Kto ma większe prawo do dziecka – kobieta, która je urodziła i porzuciła, czy kobieta, które pragnie je wychować? Jak ważna jest tożsamość kulturowa, korzenie i przynależność w trakcie wychowywania małego człowieka? I wreszcie to jedno, najważniejsze pytanie, którego bardzo często nikt nie zadaje: dlaczego w ogóle ktoś decyduje się na dziecko? Jakie motywy stoją za każdą decyzją o urodzeniu, nieurodzeniu albo adopcji dziecka?”
Małe ogniska” to ważne pytania opakowane we wciągającą historię, pełną intrygujących i niejednoznacznych postaci. Bardzo warto.